Ta strona została przepisana.
SŁUŻĄCA. Może pan wyjdzie na chwilę — na wschody.
RYSKIEWICZ. Po co?
SŁUŻĄCA. Tam jest ktoś... co ma panu coś bardzo ważnego powiedzieć...
(wybiega).
RYSKIEWICZ. Także! Niech wejdzie do kuchni! Cóż u djabła?
(narzuca palto, bierze kapelusz, podnosi pelerynę — wiesza ją w szafie. Jadwiga patrzy z wielkim niepokojem na drzwi kuchenne. — Ryskiewicz wychodzi — Jadwiga patrzy ciągle z natężeniem na drzwi. Powoli wsuwa się służąca. Idzie do pieca — przyklęka i zaczyna poprawiać w piecu).
JADWIGA (odwraca się do służącej). Co tam się stało?
SŁUŻĄCA (zmieszana). Co?... Gdzie?... nic proszę pani. — To nic! Jak Bozię kocham... to tak tylko... Ktoś w interesie do pana.
JADWIGA. Kto?
SŁUŻĄCA (kieruje się ku wyjściu). Ja sama niewiem. A potem — pan nie kazał mówić.
(Jadwiga wstaje, idzie do okna i patrzy przez nie).
JADWIGA. To pan tam idzie? Z jakimś drugim człowiekiem... gdzie oni idą...
SŁUŻĄCA. A tak — pan poszedł z tym jakimś nieznajomym. Zdaje się poszli do panowej kamienicy — tej co się buduje.
(Wychodzi szybko — coraz więcej zmieszana).