MATKA. Dlaczego?...
JANKA (po chwili). Głowa mnie boli.
MATKA. To źle. Postaraj się, aby cię nie bolała — kup sobie antipiryny, dam ci pieniądze. Musisz być u nas koniecznie!
JANKA. Ależ po co?
TOSIA. Będą panienki moje znajome, będzie Frania, Mania, Lili, Muszka, Lunia, Józia, wiesz ta, cośmy na pensji nazywały ją generałem. Wszystkie będą a ty jedna przyjść nie chcesz...
JANKA. Nie pociągają mnie...
TOSIA. A ja wiem. One się tobie wydają głupie, ale poczekaj, będzie ktoś, z kim będziesz mogła rozmawiać rozumnie. Będzie panna Julja, ta co była w Genewie, co chodziła na przyrodę i na medycynę.
BABUNIA. Ta już zbyteczna.
MATKA. Trudno, musimy ją zaprosić, konwensanse! Ale do rzeczy, ty, Janiu przyjść musisz.
JANKA. Bezemnie doskonale się zabawicie, ja jestem chora... potem ja jestem zmęczona lekcjami... ja... ja... ja... jestem wam zupełnie niepotrzebna.
MATKA. Ależ jesteś konieczna... Bez ciebie będzie nas trzynaście kobiet a na wieczorku panieńskim, w wigilję ślubu...