JÓZIA. Co mnie to obchodzi, ja jestem Samson i tyle...
WSZYSTKIE. Co? co? Samson?...
JÓZIA. No tak samojednik. Ach!... Pardon, egoistka, mówiąc po dystyngowanemu, byłam z wami na pensji, ale nie nauczyłam się jeść widelcem ryby, ani spać w rękawiczkach. Doprowadzam do rozpaczy moją matkę, ale nic na to nie poradzę, więc gadam tak po swojemu.
MUSZKA (spuszczając oczy). Ja znowu gdybym już musiała koniecznie wyjść za mąż, to chciałabym żeby moj mąż...
JÓZIA. No wyduś!
MUSZKA. E nie!
JÓZIA. Gadaj!...
MUSZKA. Był sokołem i nosił takie piórko u czapki, to tak ślicznie.
TOSIA, (do Frani cicho). Jaka ty dzisiaj jesteś blada, Franiu!
FRANIA. Nie zważaj na to...
TOSIA. Ja wiem, wiem co ci jest, ty sobie przypominasz śmierć twojego narzeczonego i bardzo ci smutno, prawda... (Frania milczy. Ja to teraz dopiero rozumiem, Franiu jakie to musiało być dla ciebie straszne, mnie