Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

JANKA (ironicznie). Dziękuję, pani, taka dla biednej kuzynki łaskawa, proszę o trochę papieru, zabiorę co nie dojem z sobą do domu...
MATKA. Co ci jest Janka.
JANKA (z gorączkową wesołością). Mnie nic, pójdę tańczyć (do Józi). Służę ci, generale.

(Tańczy).

MATKA (do Babki). Taki strach mnie przejmuje!
BABUNIA. Dlaczego?...
MATKA. Dopiero teraz pytam się sama siebie czy dobrze robię wydając Tosię tak młodą za mąż. Patrz, między temi dziećmi, w tym tanecznym wirze trudno ją odróżnić. I jutro już żona!...
JANKA (do Józi). Pysznie tańczysz, mój generale!...
JÓZIA. Prawda? mam sznit wojskowy — ja powinnam była się urodzić lejtnantem, co?
JANKA (z gorączkową wesołością). Ale patrz generale... włożyłaś stanik z tyłu naprzód!...
JÓZIA. Guziki z przodu.
JANKA. Powinny być z tyłu... Oj ty! już z ciebie nie będzie nigdy taka Mania — patrz jak lalka — a teraz idź, idź!...
TOSIA (do Janki). Nie powinszujesz, mi Janko?