HALSKI. Broń Boże! Zwykle moje wykłady i miłosne wynurzenia improwizuję.
CZŁOWIEK BOGATY. To niebezpieczne.
HALSKI. Jestem w tej sytuacji, że mogę sobie na to wszystko pozwolić... pani...
KASWIN. Niech pan nie odchodzi, to będzie śliczne.
HALSKI. Nie panie — to będzie raczej smutne — tak jak cała atmosfera panująca tutaj. Un cochon triste (Wszyscy się poruszają). No tak!... bezrogie melancholijne.
KASWIN (stawiając się). Proszę pana...
RENA (dotykając go końcem bucika). Pst! Cicho! Zapomniałeś mały pierwszym warunkiem — bezwzględna szczerość. Zresztą, ten pan wyznaje bezrogie wesołe.
HALSKI. Przynajmniej niech się wesołością uniewinni.
RENA. Tak — wszystko — otwarcie...
HALSKI. Wszystko albo nic — moja dewiza.
RENA (wyniośle). Wszystko tylko nie to! moja dewiza!
HALSKI. Szkoda!
RENA. Wierzę.
HALSKI. Dla pani.