BARTNICKI. Mówiła mi pani, że jej przechadzka na ból głowy pomoże.
FRANCISZKA. Mógł pan też był panią nie puścić... i zakazać chodzić w taką chlapaninę.
BARTNICKI (patrzy przez chwilą na Franciszkę i wzrusza ramionami). Ja? nie puścić? ja cokolwiek pani zakazać? co też Franciszka wygaduje!
FRANCISZKA. Nicem głupiego nie powiedziała... pani to czysty dzieciaczek, a pan powinien umieć się z panią obejść...
BARTNICKI (wyniośle). Niech Frańciszka idzie nastawiać samowar.
FRANCISZKA. O jej! idę...
BARTNICKI. Czego jeszcze?
FRANCISZKA. Ano zapomniałam... szewc przyniósł od podzelowania te buty, co w nich pan do biura chodzi, to trza zapłacić.
BARTNICKI. No to jak pani przyjdzie, to pani zapłaci.
FRANCISZKA. Ano to dobrze!
BARTNICKI. A! a!... koty dwa... Ściemnia się a Żabusia nie wraca. Już dziś nie pójdę