HALSKI. Jeżeli pani jest cnotliwą, to zapewnie dlatego, że nie zdarzyła się pani prawdziwie burzliwa sposobność, która by odebrała pani wolę i siłę.
RENA. A czy nie dowód, to koncentracji całej woli i siły, aby unikać takich sposobności.
HALSKI. To się na nic nie zda. Takie sposobności nalatują wichrowo same wyłaniają się nagle gdzieś z ciemności nieoczekiwanie i druzgocą.
RENA (wyniośle). Nie mnie — mnie nic zdruzgotać nie jest w stanie.
HALSKI (patrzy na nią przeciągle). Pani źle wybrała z grzechów głównych pychę. A tam są o wiele bardziej pociągające i przyjemniejsze grzeszki.
RENA. Zostawiam je panu.
HALSKI. Jeżeli mam koniecznie śmiertelnie grzeszyć, to wolę rozkosznie.
RENA. Znów to słowo: rozkosz, z przed dwudziestu laty wyszłe z mody efekty.
HALSKI. Co piękne i podstawowe z mody nie wychodzi. Kwiaty mają zawsze tę samą woń, ryk burzy ten sam ton — jęk rozkosznych westchnień ten sam dźwięk. Tylko co jest sztuką zmienia się. I piękność kobiety jest zawsze ta sama w pewnych cudownych chwilach. Patrzę na panią obecnie i myślę jak cudownie jak bosko mieniłaby się pani pod wpływem miłosnych wrażeń.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/176
Ta strona została skorygowana.