RENA (osuwając się na kanapę). Sądzi pan byłabym do tego zdolna?
HALSKI (zbliża się do niej. Jak każda kobieta przeznaczona do miłości. A pani jesteś nią od stóp tych różowych — do tej głowy wyniosłej, dumnej, a o pocałunki się proszącej. O pocałunki nie banalne. (pochyla się do jej szyi). Pozwól, niech cię przekonam, jakąż cudną kochanką była byś Reno..! O! (chwila milczenia — cicho namiętnie) Wszak dana ci została piękność od natury. Rena, Rena... cudowna jesteś... kocham cię. Nie odwracaj głowy... płomienie po tobie grają... drżysz cała.
RENA (cicho). Tak.
HALSKI. Reno bądź moją!
RENA. Chcę tego, pragnę i ja...
HALSKI. Otwarcie, szczerze, bez zastrzeżeń.
RENA (przytomniejąc). Czy to cały pana repertuar?
HALSKI. Co? co?
RENA (nagle chłodna i spokojna wstaje idzie na prawo ku fortepjanowi). Pan daruje, panie profesorze — ale nie wszystkie kobiety, pod jedną linję pociągnąć się dają...
HALSKI. Tak się skończyć nie może.
RENA. Nie skończy się nie, bo się nic nie zaczęło.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/177
Ta strona została skorygowana.