zagadki. Kobiety negującej cel, dla którego stworzoną zostało jej istnienie.
RENA. To pan raczej negujesz, że nawet w chwili zapomnienia jest jeszcze u nas coś godnego uczczenia.
HALSKI. Tak... buntuję się przeciw rzeczom idącym wbrew instynktom. Ja i pani — dwoje normalnych, a zdrowych ludzi, swoboda zupełna, a my rozmawiamy, jak dwóch belfrów, którzy się w kwestji pustych dźwięków poróżnili i starają się nawzajem wtłoczyć w uniformy. To jest marne i smieszne.
RENA. Być może. Ale niezwykłe i ma w sobie coś arystokratycznego w nastroju, a ręczę panu, że i Fryne dyskusją częstowała swych kochanków.
HALSKI. Fryne potrafiła urozmaicać gdakania dyskusyjne.
RENA. Żałuję, ale to przechodzi moje środki. Chciałam życzyć panu dobrej nocy — ale widzę — że lekki świt prześwieca. Więc raczej — dobrego dnia.
HALSKI. Odchodząc — muszę pani powiedzieć jedno — zaimponowała mi pani i wyrazić żal, że ja pani zaimponować nie mogłem.
RENA. Jednak.
HALSKI. I nie będzie mi to już nigdy dane, bo wyznaję że cnotę mogę podziwiać, ale niema ona dla mnie siły przyciągającej. Madame j’ai l’honneur.