MĘŻATKA. Moja kochana — kobieta winna przedewszystkiem mieć serce. Cóż ostatecznie ta kobieta winna, że on mnie kocha? Uczciwość mi nakazuje nie zapomnieć o niej. A przytem... (śmieje się) to zawsze dobrze robi skoro się daje dowód wielkości swego serca i jego szlachetności.
RENA. To zdaje się główne.
MĘŻATKA. Może... może... I to mam do ciebie prośbę. Redaktor tu przyjdzie po mnie ale mnie już tu nie będzie. Tymczasem ty zaczniesz go pytać o zdrowie żony — a potem tak delikatnie coś o mnie — że tak dbam — że tak szlachetnie.
RENA. Słowem parada cnoty.
MĘŻATKA. Tak... troszkę... On lubi te szlachetne struny. Zaraz się rozrzewnia i to go bierze. I powiedz, żeby Jej powiększył miesięczną przesyłkę — że ja niby tego pragnę.
RENA. Czekaj! tak zrobimy, powiem mu, że zrzekasz się szampana, że nie chcesz, aby tobie i twojej paczce fundował monopola, tylko, żeby te pieniądze posłał jej.
MĘŻATKA (uradowana). Ślicznie. Tembardziej, że teraz już tylko Kręcki będzie płacił. Wyobraź sobie, Kręcki tak się rozszalał w Marion, że oświadczył się o nią jej matce.
RENA. Jakto? przecież on ma żonę i pięcioro dzieci.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/187
Ta strona została skorygowana.