MĘŻATKA. Ale... ale... Rena... miałaś mi opowiedzieć swą historję z Halskim.
RENA. Teraz nie mogę.
PANNA. Czy dlatego, że ja tu jestem? Przecież jestem uświadomiona, a potem narzeczona i to człowieka żonatego — więc mogę wszystko słyszeć. A więc? co Halski? (nagle) Ah! ten Halski! ten na mnie działa! Dla niego nie tylko kontrapunktu bym się uczyła ale i filozofji, i akuszerji, i wszystkiego.
RENA (wstaje zirytowana i chodzi po pokoju). Ja nie wiem, co wy widzicie w tym Halskim! Nic się nie słyszy, tylko Halski! Halski!
MĘŻATKA. Daruj, moja droga, ale rzeczywiście, jest on z tych mężczyzn, którym się oprzeć trudno. Gdybym ci wyliczyła nazwiska tych dam, które uległy Halskiemu.
RENA (przerywa). To nie były damy — to były łotrzyce.
MĘŻATKA. Oh! la! la! la! zaraz łotrzyce!
RENA. Tak, bo dla mnie do miana „kobiety“ ma prawo tylko istota, która rzeczywiście prze przez życie bez zarzutu.
MĘŻATKA. Mówisz tak dlatego, że Halski wprawdzie terlukurował ci, ale zdaleka. Gdybyś jednak zrozumiała i odczuła, co jest właściwie zbliżenie takiego człowieka jak Halski gdyby on rzeczywiście uwziął się.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/190
Ta strona została skorygowana.