HALSKI. Doskonale — to przyjmuję. Dla mnie również całokształt mężczyzn nie wiele ma interesu. Widzi pani, w świecie erotycznym mężczyźni nabierają tylko wartości od kobiety, przy której się znajdują. Tak, tak! mężczyźni bowiem zaczynają się liczyć od takiego Buonarottiego, Bayarda, Lorezaccia, Aretina, Króla słońca, Casanowy i t. d. Tacy pokrywają swym blaskiem postacie swych kochanek. Ale reszta — niech mi pani wierzy, ma tylko ten blask, jaki na nich bije od kobiety, którą kochają.
RENA (ironicznie). Stąd pan szuka zdobywania kobiet o coraz większej wartości.
HALSKI (z ukłonem). Tak jest, pani.
KASWIN (z zapałem). I ja także!
RENA (szorstko). Cicho! (do Halskiego). I dlatego się tak pan niecierpliwie ogląda.
HALSKI. Tak pani.
RENA. Pozwoli pan sobie przypomnieć, że przecenia pan w tej chwili blask, jaki na pana spadnie, razem ze zdobyciem danej osoby.
HALSKI (żywo). Są rozmaite blaski — czasem wystarcza żywiołowe piękno. To ma w sobie także królewską potęgę.
KASWIN. Takie jak naszej Renusi.
HALSKI. Nie, mały poeto — inne...
KASWIN. Bluźnierstwo!
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/197
Ta strona została skorygowana.