BARTNICKI. A przytem widzi pani dobrodziejka... kłamstwo to ściąga kłamstwo drugie. Ja nigdy przed Żabusią nie kłamię, więc też i Żabusia przedemną nie kłamie. O! widzi pani dobrodziejka, w tem jest cała filozofia naszego pożycia.
MANIEWICZOWA. A ja kłamię.
BARTNICKI. Daruje pani dobrodziejka, ale w takim razie i mąż pani musi także kłamać.
MANIEWICZOWA. Jak najęty!
BARTNICKI (z szerokim giestem). A w takim razie, proszę siadać!...
MANIEWICZOWA. Już siedzę... Ale dajmy temu pokój! Weszliśmy na bardzo śliską ścieżkę! Nam dobrze z naszemi kłamstwami, pan zaś cieszysz się szczerością... Błogosławieni ci, którzy wierzą....
BARTNICKI. Czy to znaczy, że Żabusia?..
MANIEWICZOWA (szybko). Cóż znowu? Helenka jest najlepsze, najszczersze na świecie stworzenie. Dość na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że jest chodzącą prawdą, takie ma jeszcze oczy, takie niewinne, prawdziwie dziecięce spojrzenie.
BARTNICKI (uszczęśliwiony). Prawda?
MANIEWICZOWA. Ot!... Nabuchodonozor przy niej wydaje się istotą dojrzalszą i przewrotniejszą, niż ona.
BARTNICKI (całując rękę Maniewiczowej). Jaka pani dobrodziejka poczciwa!
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/21
Ta strona została skorygowana.