REDAKTOR. Więc dlaczegóżby Halski, dlaczego on?
RENA. Ah! to są żarty — nawet o nim niema mowy.
REDAKTOR. Ale owszem... niech będzie mowa — tylko nie o nim, pani... Reno... (Rena zamyka oczy, on przysuwa się do niej). Reno! cudna, cudna jesteś!
RENA. (jw). No, niech pan mówi, — niech pan mówi — tylko cicho, bez żadnej intonacji.
REDAKTOR. Reno.
RENA. (otwiera oczy, patrzy ze smutkiem na Redaktora, wreszcie znów przymyka je i mówi przez zęby). Mów — Reno! Reno! cudowna jesteś.
REDAKTOR. Reno! cudowna jesteś!
RENA (wyrywa mu się z niesmakiem i prawie krzyczy). To nie to samo! nie to samo!
REDAKTOR (zdziwiony). To co, nie to samo?
RENA. Głucho... głucho...
REDAKTOR (trochę urażony). Jakto?
RENA. Tak, tak!
REDAKTOR, (zły). A rozumiem, więc pani robiła sobie jakieś porównanie.
RENA. Może.
REDAKTOR. I według pani wypadło na moją niekorzyść?
RENA. Najzupełniej.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/212
Ta strona została skorygowana.