REDAKTOR. Tak... lecz kuzynka pani jest osóbką zaciętą. I zaczęła chodzić po ulicy tam i z powrotem jakby czekając na nadejście swego don Juana... Widocznie, że się zmówili. Tylko on nie po dżentelmeńsku spóźnił się na schadzkę. To brzydko trochę świadczy o wychowaniu.
RENA (nagle blada z zaciśniętemi ustami). To, co pan zrobiłeś, jest sto razy więcej niedżentelmeńskie.
REDAKTOR. Ja?
RENA. Tak jest, szpiegujesz pan, podpatrujesz, a potem rozpowiadasz. Tak się nie postępuje.
REDAKTOR (ironicznie). Za kim się pani w tej chwili ujmuje? Za swoją kuzynką, czy za pięknym panem profesorem?
RENA (nagle opamiętywując się). Za... obojgiem.
REDAKTOR (j. w.) A ja pani powiadam prawdę. Za sobą się pani ujmuje, za sobą. Podrażniłem w pani zazdrość — o, jestem szczery i subtelny w tych sprawach. Ale oczy pani mnie nie mylą.
RENA. To kłamstwo! Nie jestem zazdrosna. Nie mam o co — o kogo! Tylko oburza mnie postępowanie pana!
REDAKTOR. Nie moje postępowanie, tylko tych państwa.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/214
Ta strona została skorygowana.