HALSKI (ze sztucznym chłodem). Przyszedłem, bo zdawało mi się... że poprzednio rozgniewałem panią... Nie lubię być posądzonym o brutalność... to nie leży w moim charakterze... więc chciałem przeprosić panią... i...
RENA (cicho). Ja się nie gniewam na pana... ja... tylko... a,..
HALSKI. Ależ... pani Reno... co to? co to?
RENA. Nic... nic... pozwól pan... ja się cieszę... że pana widzę... że pan tu... nie tam, nie z nią...
HALSKI. A więc pani o to chodziło!
RENA. Tak! tak! o to!
HALSKI (ironicznie). Niepojęty jest ogrom miłości własnej u kobiet.
RENA (ocierając oczy). Więc pan sądzi, że to, tylko... z miłości własnej, obrażonej...
HALSKI. A z czegóż innego? pani ma olbrzymią dozę tej ambicji, a przecież nie szanuje pani ambicji drugich.