Ta strona została skorygowana.
A prawda, Pan niema pieniędzy, to proszę przysłać kwiaty na mój rachunek, ja zapłacę.
KASWIN. Reno! Jak ty mówisz do mnie!
RENA. O, bez sentymentu — to zbyteczne. Żegnam pana.
KASWIN. Daj usta.
RENA (gwałtownie). Nie!
KASWiN. Wszakżem ci kochankiem. Wszakżem ci blizki!
RENA. Tak, tak! ale usta nie!
(Kaswin wychodzi. Rena powoli wychodzi do sypialni i dostrzega agenta siedzącego nieruchomo. Agent na odgłos jej kroków porusza się, ona cofa się, on wstaje pośpiesznie i stoi w nieruchomej pozie — ona przerażona patrzy na niego w milczeniu, wreszcie przytomnieje i mówi
RENA. Kto pan?
AGENT. Pani dobrodziejka uwzględni, ale nasze przedsiębiorstwo daje solidną gwarancję, trumny, karawany i katafalki są na wzór zagranicznych.
RENA (cofając się). Co to znaczy? dlaczego pan to mówi?
AGENT. Pani dobrodziejka jest samą panią dobrodziejką? Sądziłem, że jest powiadomioną.
RENA. O czem?
AGENT. O śmierci swego godnego małżonka.