RENA (chwyta welon bezwiednie i tuli do niego twarz). Tak... ale... sił brak...
HALSKI. Pani w żałobnej krepie? co to? Matka pani? niechże pani mówi.
RENA. To nikt... to tylko mój mąż...
HALSKI. Nie żyje?
RENA. Od wczoraj wieczora.
HALSKI (nerwowo). A...
HALSKI. Życie pani teraz zapewnie ulegnie zmianie. Stała się pani wolną, przyszłość się przed panią otwiera.
RENA. Jaka przyszłość?
HALSKI. No przyszłość takich jak pani kobiet, pójdzie pani za mąż.
RENA. Nie.
HALSKI. Dlaczego. Życie jest wielkim dłużnikiem. Winno jest pani wszelkie odszkodowanie. Całą moc radości dozwolonej, cichej i spokojnej — do której taka, jak pani, sercem żyjąca istota ma zupełne prawo.
RENA. Tego mi małżeństwo nie da.
HALSKI. Tylko małżeństwo! Pani tylko małżeństwo.
RENA. Nie! Tak jak pan mówił dawniej —