Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/262

Ta strona została skorygowana.

HALSKI. Pani śmie ją podejrzewać...
FILA. Nie podejrzewam jej, ale mam pewność. Asystowałam bowiem jej tryumfalnemu wyjazdowi z domu. Dziś zaś skonstatowałam jej powrót poranny... w towarzystwie...
HALSKI. To kłamstwo!
FILA. O co panu chodzi? To dowodzi tylko bujności jej natury, i swobody w rozporządzaniu sobą. To panu zawsze imponowało.
HALSKI (gwałtownie). Nigdy mi nie imponowało — istotnie — nigdy!
FILA. Rzeczywiście? Byłeś pan w gruncie sentymentalnej natury?
HALSKI. Jak było w gruncie — to rzecz moja. Lecz teraz żądam, aby mi pani dowiodła prawdy słów swoich.
FILA. Jest pewna opatrzność nad szalonymi. Oto liścik, (wydobywa list z torebki) nie wpadł mi w ręce wypadkiem, lecz dała mi go sama Rena do czytania. Proszę — przeczytaj pan.
HALSKI. Nie do mnie adresowany.
FILA. Cóż to znaczy, w tak ważnej kwestji... Zresztą wchodząc w świat uczciwych ludzi naucz się pan być nieuczciwym. No czytaj pan — tylko nie denerwuj się. (rozkłada list na stoliku lustrzanym przed oczami Halskiego) O! patrz pan.
HALSKI. Pokaż pani... podpis?
FILA. Kaswinek.
HALSKI. Ten... ksmaracz?