miał szczęścia w obłędzie, na który zapadł. Dlatego ja biorę i jego przyszłość w moje ręce.
RENA. Pan mnie obraża, pan nie pojmuje, nie rozumie, że ja to uczyniłam jedynie tylko oszalała pod wpływem słów pana, wyrzeczonych wczoraj. Postawiłeś mi pan niejako za warunek że...
HALSKI. Tego nie rozumiem. Każda inna kobieta mogłaby się tego dopuścić i byłaby w zupełnym ze mną porządku, ale pani? Zanadto wykołysałem panią w myślach doskonałą, ażebym mógł odczuć potrzebę i konieczność pani upadku.
RENA (cicho). Kochałam pana.
HALSKI. Nie — pani mnie nie kochała. W pani zbudziły się zmysły i stąd zmysłowem błędem chciała mnie pani zdobyć. A to było niebaczne. Bo ja panią kochać już nie mogę, bo straciłaś pani dla mnie urok i czar kobiety świętej, a posiąść panią także nie chcę, bo zdawałoby mi się, że w uścisku moim jest istota martwa — trup. Na teraz dość. Mnie nie udała się wycieczka w krainę uczuć — pani w krainę zmysłów. Tak samo i temu Cherubinowi.
RENA. Nienawidzę go.
KASWIN. O! proszę.
HALSKI. Cyt! Mógłbyś pan powiedzieć niedorzeczność. Pozwólcie, że mój chłodny rozum stanie pomiędzy wami. Podaj mi pan rękę — Tak... (ujmuje Kaswina pod ręce, jak marjonetkę i wykonywa jego rękami ruchy) Oto mała trawestacya ballady:
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/266
Ta strona została skorygowana.