BARTNICKI. Jesteś surową i niesprawiedliwą. Żabusia jest najlepszą matką.
MARJA. Nie przeczę. Wasza córka jest zawsze ślicznie ubrana, fotografujecie ją co miesiąc i kazaliście jej zaszczepić ospę. Co więcej włóczycie ją zawsze na spacer we wspaniałym wózku i Żabusia ochrzciła ją Nabuchodonozorem, tak jak ciebie Rakiem. To wszystko jest miłe, ładne, wdzięczne i sympatyczne.
BARTNICKI. Czego więc chcesz więcej?
MARJA (cicho). Ja? nic nie chcę! Ja milczę!...
BARTNICKI. Nie rozumiem cię dzisiaj.
MARJA. Nie trzeba ażebyś mnie rozumiał. Jestem dziś zdenerwowana, rozdrażniona... Zapalę lampę...
BARTNICKl. Moja biedna Maniu... ta praca w tej administracji wyczerpuje cię i nuży.
MARJA. Na pracę nie skarżę się nigdy. Wiesz o tem dobrze. Dokuczają mi inne, moralne względy.
BARTNICKI. Wiem, byłaś zawsze dzielną i pracowitą dziewczyną. Na wsi ręce sobie po łokcie urabiałaś, pomagając mi w gospodarstwie.