MARJA. Lubiłam wieś całą duszą, praca żadna nie była mi zbyt ciężka w Rokatyczach.
BARTNICKI. Mnie także a przecież pracowaliśmy oboje od świtu do nocy. Pamiętasz ty Rokatycze?
MARJA. Pamiętam.
BARTNICKI. Ciężko w mieście pomiędzy murami.
MARJA. Nie, ale pomiędzy ludźmi.
BARTNICKI. Ba! ludzie wszędzie jednacy.
MARJA. Nieprawda. Wieś ludzi lepszemi czyni, miasto niszczy, gubi i psuje.
BARTNICKI. Och! och! znów twoja romantyczna głowa zaczyna pracować. Wszędzie widzisz kłamstwo i zepsucie. I wiesz, Maniu, gdybym cię nie znał na wylot, gdybym cię niemal od dziecka nie chował przy sobie, sądziłbym, że i na ciebie musiało miasto źle oddziałać, skoro tak bardzo żółcią zioniesz na wszystko i na wszystkich Ktoś mi podrażnił moją Manię, co to do słonka wstawała i śpiewała dzień cały, jak skowronek. A toż, panie tego, obejrzyj się choć i tu u nas, a zobaczysz i ład, i uczciwość, i prawdę naokoło siebie. Wczoraj nagle przy herbacie napadłaś na zepsucie i przewrotność kobiet, żyjących w mieście. Szczęściem, że ci Żabusia w porę przyszła, bo zaraz umilkłaś i już moja żona jedna rozgadała się i popierała twoje argu-