Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

MARJA (patrzy na niego przez chwilę poczem wstaje, wzrusza ramionami i przechodzi do fortepianu). Ach! ty biedny Raku!

(Stoi oparta o pianino).

BARTNICKI. Powiedz-że mi przynajmniej czy kochasz swego narzeczonego?
MARJA (po chwili). Kocham.
BARTNICKI. A on?
MARJA. Kocha.
BARTNICKI. Dzięki Bogu! Będziecie żyli tak jak ja i Żabusia i wszystko będzie w porządku.
MARJA. Nie jak ty i Żabusia! Nie! Widzisz ja mam za mało kobiecego wdzięku i uroku, ażeby z mego męża zrobić sobie raka, który będzie siedział z Nabuchodonozorem na ręku pod piecem i czekał aż powrócę ze spaceru. U nas role będą zmienione. Ja będę pod piecem czekać spokojnie, a mój mąż będzie spacerował.
BARTNICKI. Kiedy mnie tak jest dobrze! jak Boga mego kocham. Ja nic więcej nie pragnę, niczego nie żądam.
MARJA. Tem lepiej, mój bracie, tem lepiej.

(Dzwonek)

BARTNICKI (radośnie). Żabusia!

(Niańka otwiera drzwi, widać wchodzących Milewskiego i Milewską opakowanych płaszczami).

NIAŃKA (z przedpokoju). Starsi państwo!