BARTNICKI. Nic, wszystko po staremu.
MILEWSKI. Robota ciężka.
BARTNICKI. Dziadzio żartuje. Cały dzień gada się, panie tego, o polityce.
MILEWSKI. To źle, trzeba pracować, cóż z tego... biuro na to jest, na pisanie.
BARTNICKI. Kiedy niema co pisać.
MILEWSKI. To pisz listy do żony... do Żabci, ale pisz, bo się rozpróżniaczysz do reszty. I tak utyłeś, wyglądasz jak radca. Prawda, panno Marjo.
MARJA. Przeciwnie... ja znajduję, że mój brat zmizerniał...
MILEWSKI. Z pani wieczna przekora. Nie to, co nasza Żabcia. Jej powiedzieć czarno, ona zaraz „czarno, dziadziu, czarno“, ja znów biało, ona „biało, dziadziu, biało“. Anioł, nie kobieta, rodzicom się nigdy nie sprzeciwi a panna Marja to zaraz ciur, ciur, ciur, jak mały kogutek (z umizgiem). Taka śliczna panienka i taka sekutnica! (Marja się odsuwa). Rozgniewałem panią, przepraszam pokornie, ale proszę darować mnie staremu... Cofam sekutnicę, niech będzie... kapryśnica śliczna kapryśnica... Cóż jeszcze się gniewulki?
MARJA (z ironją). Nie, panie, nie gniewulkam się wcale.
MILEWSKI (do Bartnickiego). Tetryczeje... jak Boga kocham, tetryczeje, trzeba zamąż