Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

jana. Nie trzeba, ażeby dzwonił i sługi go widziały. Choć niańka z Nabuchodonozorem poszła do babci... (patrzy przez okno balkonowe). Niema go... Może nie przyjdzie... Kto to wie. Przystał na to przyjście z taką niechęcią... Bogiem a prawdą zaczyna mnie już nudzić. Skoro na niego spojrzę zaraz mi się Mania przypomina (patrzy na ulicę). Idzie!... jak babcię kocham!... widzi mnie! Tu! tu! o! potknął się! byleby się tylko nie uderzył, albo sobie nogi nie zwichnął. Nie — oddycham. Wchodzi do bramy... pędzę do przedpokoju!...

(Biegnie do przedpokoju, po chwili wprowadza Juljana)


SCENA SIÓDMA.
ŻABUSIA, JULJAN.
ஐ ஐ

ŻABUSIA. Tutaj... proszę do salonu.
JULJAN. A... to salon?
ŻABUSIA. Tak ubraliśmy go po japońsku, to jest, ja ubrałam, bo mój mąż się do niczego nie wtrąca. (Chwila milczenia. Stoją oboje zakłopotani. Żabusia nagle). Siadaj.
JULJAN. Dziękuję.

(chwila milczenia).

ŻABUSIA. Tu jest salon a tu jest pokój Nabuchodonozora, a tu pokój Raka, a tu jadalnia, a tam kuchnia, a tu balkon.
JULJAN (ironicznie). A na górze strych a na dole piwnica.