NIAŃKA. Dobrze proszę pani.
ŻABUSIA (całuje córkę). No wynoście się swoim kosztem i wracajcie prędko... (Woła do przedpokoju). A zasłoń dziecko woalką, bo się opali... (Biegnie do okna balkonowego). Żeby tylko zaraz znalazła dorożkę... Może lepiej było posłać kucharkę po jednokonkę... Stoją na trotuarze... Mój Nabuchodonozor!... moje śliczności, moja księżniczka. (Wysuwa się na balkon, ale zostawia drzwi szeroko otwarte). pa!. córeczko!... pa!... widzi mnie...
BARTNICKI (idzie ku balkonowi. Jest schylony, trochę zmieniony i smutny). Żabuś!.. gdzież ona?... a na balkonie.
ŻABUSIA. Patrz Raku... Nabuchodonozor dryndą jedzie!...
BARTNICKI. Jak Boga kocham prawda! (Przesyłają dziecku pocałunki i wracają na scenę). Posłałaś dziecko do Mani?
ŻABUSIA. Tak!... mówiłeś mi, że prosiła cię, aby Jadzia dziś po obiedzie do niej przyjechała.
BARTNICKI. Właśnie wracam od Mani. Czeka na dziecko!