wiedziała się, że ten błazen ją zdradzał i tak sobie to wzięła do serca, że aż zachorowała. A nawet... czekaj!... pamiętasz, jak on wyszedł z tego balkonu to oboje spojrzeli się na siebie i pogłupieli!... pamiętasz?
ŻABUSIA. Nie pamiętam!
BARTNICKI. Bo też i ty wtedy byłaś taka wystraszona i zmieszana, że i o ciebie się bałem... I to wszystko przez tę przeklętą!... Dam ja jej romanse!
ŻABUSIA. Cicho!... nie krzycz!...
BARTNICKI. Dlaczego nie mam krzyczeć!... będę krzyczeć!... niech jej mąż posłyszy... Co ona sobie myśli? że ja pozwolę dla ocalenia jej sytuacji, tak panie tego, moją siostrę krzywdzić...
BARTNICKI. A tą furtkę co kazała sobie w kracie dorobić, żeby tu co chwila przyłazić każę zamknąć od dziś na taki panie tego rygiel, że go żaden ślusarz ani kochanek nie odśrubują... (Po chwili spokojniej). Czy wiesz Żabciu, że ja u niego byłem.
ŻABUSIA (szybko). Byłeś po co?...
BARTNICKI. Jakto po co. Żeby go panie tego nauczyć rozumu i obić panie tego za jego łajdactwo... Adresu domacałem się i dopytałem u tych ludzi, u których Mańka mie-