Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

MILEWSKI. Miałeś rację. Co nam mężczyznom wolno, to kobietom zasię... Kobieta powinna być jak kryształ... o! jak Żabcia!... Już my ją z babcią na pokusy uzbroili... Ta ma zasady! Możesz być spokojny.
BARTNICKI. Spodziewam się (do żony). Dowidzenia Żabciu, może ci przynieść antipiryny?
ŻABUSIA. Nie Raku!... dziękuję... (Dławiąc się łzami, uwiesza się u męża na szyi). Ja ciebie bardzo kocham, Raku!
BARTNICKI. Moje ty Żabstwo brylantowe!
MILEWSKI. Przyjdziemy wieczorem z babcią... zagramy w loteryjkę...
ŻABUSIA. Przyjdźcie!...

(Odprowadza ich do przedpokoju).


SCENA SZÓSTA.
ஐ ஐ

ŻABUSIA (sama. Ściemniło się zupełnie. Żabusia idzie do okna balkonowego i patrzy). Nie widać ich!... Boże, jakbym chciała, ażeby dziecko już było w domu! (Wzrusza ramionami). Głupia jestem, nieraz przecież Jadzia wracała jeszcze później od Babci i nic się jej złego nie stało... Może deszcz pada? nie! nie! sucho i ładnie... (wraca naprzód sceny). Ciemno już... zapalę lampę, nie będzie tak smutno! (Zapala lampę i znów idzie do okna). Jakaś dorożka, nie... jedzie dalej!... (bije ósma). Już ósma!...