łaś ze schadzki z rozrzuconemi włosami i płonącemi oczyma i chwytałaś w swe objęcia dziecko, całowałaś swego męża, rodziców — ja usuwałam się od ciebie i drżałam ze wstrętu. Robiłaś na mnie wrażenie gadziny, podczas kiedy inni, ci oszukiwani, nazywali cię wiochną i promieniem słońca!... (po chwili). Wszystko to jednak były moje domysły, moje przeczucia... na nich nie mogłam oprzeć swego oskarżenia. Los jednak zrządził, że kochankiem twoim został... mój narzeczony.
ŻABUSIA (szybko). Ja nie wiedziałam... gdybym wiedziała, przysięgam ci...
MARJA. Postąpiłabyś tak samo!
ŻABUSIA. Nigdy!... Skoro tylko byłby znajomy i bywał w domu... to przecież... nie... ja taka zła nie jestem!...
MARJA. Chwilami patrząc na ciebie czuję, że mnie przytomność opuszcza. Ty masz cały odrębny kodeks moralności, który sobie stworzyłaś i wysnułaś z twego ptasiego mózgu. I według tego kodeksu, ty i tobie podobne oplątujecie rozum i serca ludzi, kłamstwem cukrowem osładzacie waszą nikczemność! I świat oczarowany waszym wdziękiem stawia dla was kapliczki uwielbienia, zamiast powlec was na pręgież i ochłostać rózgą pogardy i nienawiści!...
ŻABUSIA (zakrywając twarz). Ja taka zła nie jestem!
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/83
Ta strona została skorygowana.