Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

się naokoło mnie wszystko walić zaczęło i zdawało mi się, że mnie ktoś żywcem w trumnę wpakował... A to szkaradne zbytnice, jak to mnie zmaniły!... No, że Żabcia ma szusa, to dawno wiadomo i nieraz mi już figla wypłatała... choćby wtedy jakeś list do mnie napisała, że żyć ze mną nie możesz a samaś w szafie siedziała... ale żeby Mańka się dała do tego namówić, to jak Boga mojego kocham... no!... no!... trzeba już żeby ta Żabcia wszystkich na swoje kopyto przerobiła... No... no... (Wstaje chodzi po pokoju zaciera ręce i śmieje się hałaśliwie). A jak to sama beczała! o! Raku! Raku!... ja się z nim poznałam w Botanicznym ogrodzie. Komedjantka, jakby była na scenie, to niczem Modrzejewska!... Jak mi ty tak wygrywać będziesz, to cię jeszcze do komedjantów oddam... ty... ty... Żabo kochana. (Siada przy żonie całuje ją i pieści). A jak to czasem człowiek nagle rozum straci... A toż żebym się był zastanowił na chwilę, to byłbym zrozumiał, że to komedja, bo gdzież Żabcia by się takiej hańby dopuścić mogła... Moja Żabcia! nasza Żabcia. To ta Mańka winna, że się dałem obałamucić, bo to panna prawdomówna, nigdy niby nie kłamie, więc mnie jakby obuchem w łeb... uwierzyłem... Ej wy baby! komedjantki!... a jak to gładko kłamią!.. Jezu miłosierny!... (Chwila milczenia). Cóż obie nic mówicie? Takie jesteście kontente, że wam się udało, i żeście mnie zwiodły? Tylko niech to będzie raz ostatni, bo jak Boga kocham