Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/127

Ta strona została przepisana.

z dwojgiem prześlicznych oczu, pełnych przebiegłości, zmiennych jak jesienne morze, płowych, lazurowych, zielonych, nieokreślnych; Liliana Theed, dwudziestodwuletnia lady, jaśniejąca ową cudowną karnacyą złożoną z światła, róż i mleka, którą mają tylko babies możnych rodzin angielskich na płótnach Reynolds’a, Gainsborough’a i Lavrence’a; markiza Du Deffand, piękność z czasów Dyrektoryatu, w rodzaju Recamier, o podłużnym i czystym owalu, o szyi łabędziej, o piersiach podniesionych i ramionach bakchantki; Donna Isotta Cellesi, dama w szmaragdach, która zwracała swoją cesarską głowę z powolnym, ociężałym majestatem pośród blasku ogromnych klejnotów dziedzicznych; księżna Kalliwoda, dama bez klejnotów, która w swych zda się kruchych kształtach mieściła stalowe na miłość nerwy, a z pod woskowej delikatności swych rysów rozwierała oczy drapieżne niby lwie, oczy jakiegoś Scyty.
Każda z tych miłości przynosiła mu nowy upadek; każda go upajała złem upojeniem, nie zaspokajając go; każda go uczyła jakiejś drobnostki i subtelnostki występnej, jemu jeszcze nieznanej. Miał w sobie nasiona wszelkiej zarazy. Znieprawiając się znieprawiał. Zdrada powlekała jego duszę jakąś materyą lepką i zimną, która tężała z każdym dniem. Przewrotność zmysłów kazała mu wyszukiwać i odsłaniać w swoich kochankach to, co w nich było najmniej szlachetnego, najmniej czystego. Niska ciekawość popychała go do wyszukiwania kobiet najgorszej sławy; okrutna chęć zniesławiania pchała go do uwodzenia kobiet sławy najlepszej. W ramionach jednej przypominał sobie jakąś pieszczotę innej, jakiś sposób rozkoszy, którego się od innej nauczył. Czasami (a byłoto szczególniej w czasie, kiedy