Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/141

Ta strona została przepisana.

— Oto bohater — rzekł mąż — Albónico, wyciągając doń rękę, z niezwykłą uprzejmością i ściskając mocno.
— Prawdziwy bohater — dodała Donna Hipolita, nic nie znaczącym tonem obowiązkowego komplementu, zdając się nie zważać na dramat.
Sperelli skłonił się i poszedł dalej, gdyż czuł jakieś zakłopotanie wobec tej dziwnej uprzejmości męża. Błysnęło mu w duszy podejrzenie, że ten mąż jest mu może wdzięczny, iż zaczął awanturę z kochankiem żony; i uśmiechał się z marności tego człowieka. Kiedy się odwrócił, oczy Donny Hipolity spotkały się i zjednoczyły z jego oczami.
W powrocie, z mail-coach’a księcia di Ferentino, widział, jak Gianetto Rutolo pomykał w stronę Rzymu, na małym dwukolnym wózku, kłusującym ostro wielkim gniadoszem, którym powoził pochylony naprzód, z głową opuszczoną i cygarem między zębami, nie dbając o policyantów, napominających go do trzymania się w szeregu. W dali zarysowywał się mrocznie Rzym ponad pasem światła żółtego, jak siarka; a posągi na szczycie bazyliki św. Jana wyolbrzymiały na tle fioletowego nieba, poza obrębem owego pasa. Teraz miał Andrzej pełną świadomość cierpienia, które sprawił tej duszy.
Wieczorem, w domu Giustiniani’ch, rzekł do Albólico:
— Zatem rzecz ugodzona, że oczekują pani jutro od drugiej do piątej.
Chciała go zapytać:
— Jakto? Nie bije się pan jutro?
Lecz nie miała odwagi. Odpowiedziała:
— Przyrzekłam.
Wkrótce potem przyłączył się do Andrzeja mąż, bio-