do ataku. Zdawało się mu, że ma w garści rozstrzygający cios, zwycięstwo.
— Gotów? — zapytał go Santa Margherita, idąc naprzeciw niego.
— Gotów.
Teren, który wybrano, znachodził się z boku willi, w cieniu, i był posypany drobniutkim żwirem i ubity. Gianetto Rutolo stał już na drugim końcu wraz z Robertem Casteldieri i z Karolem de Souza. Każdy z nich przybrał wyraz poważny, prawie uroczysty. Dwaj przeciwnicy zostali ustawieni naprzeciw siebie i patrzyli na się. Santa Margherita, który miał komendę, zauważył, że koszula Gianetta Rutolo jest zbyt nakrochmalona, zbyt tęga, z kołnierzem za wysokim i zwrócił na to uwagę Casteldieri’go, który był drugim. Ów powiedział to swemu pierwszemu towarzyszowi i Sperelli spostrzegł, że przeciwnik zarumienił się nagle i rezolutnym ruchem zdjął koszulę. Poszedł w jego ślad z zimnym spokojem; podkasał sobie spodnie; wziął z rąk Santa Margherity rękawicę, przywiązkę i szablę; uzbroił się z wielką troskliwością potem zrobił ruch bronią, żeby się upewnić, iż ją dobrze ujął. W tym ruchu, wystąpił na jaw ogromnie wyraźnie jego biceps, wykazując długie ćwiczenie ramienia i wyrobioną siłę.
Kiedy obaj wyciągnęli szable dla zmierzenia odległości, szabla Gianetta Rùtolo chwiała się w konwulsyjnie wytężonej ręce. Po zwyczajnem napomnieniu do rzetelności baron di Santa Margherita zawołał głosem dźwięcznym i męskim:
— Panowie, baczność! en gardę!
Obaj stanęli, stanęli równocześnie en garde, Rùtolo przytupując nogą, Sperelli lekko się garbiąc. Rùtolo
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/149
Ta strona została przepisana.