starał się ustawicznie okazywać jej swoją wartość, szerokość swego wykształcenia, swoje wyrafinowane wychowanie, swoją wyborność, wrażliwość; i ogromna duma podniosła całą jego istotę, kiedy mu powiedziała z akcentem szczerości, po przeczytaniu „Bajki Hermafrodyty:“
— Żadna muzyka nie upoiła mnie tak, jak ten poemat i żadna statua nie dała, mi bardziej zestrojonego wrażenia piękności. Niektóre wiersze prześladują mnie bez ustanku i będą mnie ścigały może długi czas; tak są pełne napięcia.
Teraz, siedząc na balustradzie, myślał znowu o tych słowach. Na lodżji nie było już Donny Maryi; firanka zasłaniała całą przestrzeń między kolumnami. Może za chwilę miała zejść. Czy winien był napisać przyobiecany madrygał? Drobny trud pisania wiersów na prędce wydał się mu nieznośnym w tym ogromnym i rozkosznym ogrodzie, w którym wrześniowe słońce stwarzało jakby nadprzyrodzoną wiosnę. Czemu trwonić to rzadkie wzruszenie na skwapliwą zabawkę rymotwórczą? Czemu wtłaczać to przestronne uczucie w krótkie metryczne westchnienie? Postanowił nie dotrzymać przyrzeczenia; i, siedząc, patrzył dalej na żagle na ostatecznym krańcu wód, które błyszczały na podobieństwo płomieni, prześcigających w blasku słońce.
Lecz w miarę, jak umykały minuty, zdejmował go niepokój; i co minuty odwracał się, by zobaczyć, czy na szczycie schodów, pośród kolumn westybulu nie zjawi się kobieca postać. — Może to była miłosna schadzka? Może ta kobieta miała przybyć w to miejsce na tajemną rozmowę? Czy wyobrażała sobie ten jego niepokój.
— Oto ona — rzekło mu serce. I była w istocie.
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/199
Ta strona została przepisana.