Jaki był udział tego człowieka w życiu Heleny? jakimi związkami, oprócz małżeńskiego była z nim związana? Jakich przemian dokonały w niej materyalne i duchowe stykanie się z mężem?
Naraz podniosły się tłumnie w umyśle Andrzeja zagadki? Pośród tego tłumu okazał się mu jasny i dokładny obraz fizycznego skojarzenia tych dwojga. Ból z tego powodu był tak nieznośny, że zerwał się instynktownym podskokiem człowieka, który nagle uczuł, że go zraniono w żywe ciało. Przeszedł pokój, wyszedł do przedpokoju, nadsłuchiwał u drzwi, które zostawił niedomknięte. Było około trzech na piątą.
Po chwili usłyszał na schodach kroki, szelest sukien, zmęczony oddech. Z pewnością wchodziła jakaś kobieta. Wszystka jego krew wzburzyła się z taką gwałtownością, że, zdenerwowany długiem oczekiwaniem, myślał, iż straci siły i upadnie. A jednak słyszał odgłos niewieściej stopy na ostatnich stopniach, dłuższy oddech, kroki w korytarzu, na progu. Weszła Helena.
— Ach, Heleno! Nareszcie.
Był w tych słowach tak głęboki wyraz tęsknego, długiego niepokoju, że na jej ustach zjawił się nieokreślony uśmiech, zmięszany ze współczucia i rozkoszy.
On wziął ją za prawą rękę, która była bez rękawiczki i pociągnął ku pokojowi. Ona jeszcze dyszała, a po całej jej twarzy pod czarnym welonem rozlał się lekki płomień.
— Proszę mi przebaczyć, panie Andrzeju. Nie mogłam uwolnić się wcześniej. Tyle wizyt... tyle biletów do oddania. Prawdziwie nużące dnie. Nie mogę już więcej. Jakże tu ciepło! Jaka woń!
Stała jeszcze, pośrodku pokoju; trochę chwiejna i zakłopotana, chociaż mówiła prędko i lekko. Płaszcz
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/25
Ta strona została przepisana.