nuel przyjedzie jutro; odjedziemy w niedzielę; w poniedziałek będziemy u mojej matki.
Oddałam mu poprzednio dwie czy trzy książki, których mi był pożyczył. W książce Percy Shelley’a na końcu jednej strofy zaznaczyłam paznogciem dwa wiersze i włożyłam zakładkę na odpowiedniej stronicy. Wiersze mówią:
„I zapomnij mnie, bowiem nie mogę nigdy być twoją!“
9 października, noc. Cały dzień, cały dzień szukał sposobności, żeby ze mną mówić. Jego cierpienie było widoczne. I ja cały dzień starałam się uciekać mu, żeby mi nie wrzucił w duszę nowych nasion boleści, pożądania, żalu, skruchy. Zwyciężyłam; byłam silna i bohaterska. Dzięki Ci, mój Boże!
To ostatnia noc. Jutro odjedziemy. Skończy się wszystko.
Skończy się wszystko? Jakiś głos mówi mi coś w mych głębinach; i nie rozumiem go, lecz wiem, że mi mówi o dalekich cierpieniach, nieznanych, nieuniknionych, tajemniczych, a nieubłaganych, jak śmierć.
Przyszłość moja jest złowroga, jak pole pełne wykopanych już grobów i gotowych na przyjęcie zmarłych ciał; a na polu tu i ówdzie płoną blade pochodnie, które zaledwie spostrzegam. I nie wiem, czy płoną, żeby mnie pociągnąć w niebezpieczeństwo, czy, żeby mi wskazać drogę ocalenia.
Odczytałam Pamiętnik uważnie, powoli, od 15 września, od dnia, w którym przybyłam. Jakaż różnica między ową pierwszą nocą a tą ostatnią!
Pisałam: „Obudzę się w domu przyjaznym, w ser-