na Helenę, lecz nie spotkał jej oczu. Wziął go głuchy gniew przeciw niej, przeciw mężowi, przeciw tym przedmiotom. Byłby chciał pójść sobie precz; lecz wypadało mu oddać swój dobry smak do usług małżeństwa Heathfield. Wypadało mu także znosić archeologiczną erudycyę Mumps’a, który był zapalonym zbieraczem i chciał mu pokazać wszystkie swoje zbiory. Poznał w jednej ze szklanych szaf hełm Pollajuola, a w innej filiżankę z kryształu górskiego, byłą własność Niccola Niccoli’ego. Obecność tej filiżanki w tem miejscu dziwnie go zmieszała, rozświetliła w jego umyśle błyskawicznie szalone podejrzenia. Zatem popadła w ręce lorda Heathfield? Po bajecznem starciu, które nie miało końca, nikt więcej nie troszczył się o białego kruka, nikt nie wrócił następnego dnia na licytacyę, jednodniowe podniecenie omdlało, zgasło, przeszło, jak przechodzi wszystko w życiu światowem; i kryształ został na pastwę innych. Rzecz była całkiem naturalną; lecz w tej chwili wydała się Andrzejowi osobliwą.
Umyślnie zatrzymał się przed szybą i przypatrywał się pilnie kosztownemu kubkowi, na którym dzieje Anchizesa i Wenery jaśniały, jak wyrzezane w czystym dyjamencie.
— Niccolo, Niccoli — rzekła Helena, wymawiając to nazwisko z nieokreślnym akcentem, w którym, zdawało się Andrzejowi, słychać było trochę melancholii.
Mąż przeszedł do sąsiedniego pokoju, żeby otworzyć jedną ze szaf.
— Niech sobie pani przypomni! Niech sobie pani przypomni! — szepnął Andrzej, zwracając się ku niej.
— Przypominam sobie.
— Zatem kiedy panią zobaczę?
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/308
Ta strona została przepisana.