Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/31

Ta strona została przepisana.

twierdzenie, żeby siebie przekonać. I, żeby siebie przekonać, dokonywał umysłowego wysiłku, przywoływał na pamięć tę i ową jej postawę w czasie rozkoszy, usiłował zobaczyć ją znowu w swych ramionach. Pewność posiadania wymykała się mu. Helena wydała się mu kobietą nową, której nigdy nie używał, nigdy nie obejmował.
Była ona teraz w istocie bardziej godną pożądania, niż niegdyś. Plastyczna, rzekłbym prawie, zagadka jej piękności była jeszcze bardziej mroczna i pociągająca. Jej głowa o czole nizkim, nosie prostym, o brwiach łuczystych, w rysunku tak czysta, tak pewna, tak starożytna, że zdawała się wyszłą z krążka syrakuzańskiego medalu, miała w oczach i ustach szczególniejsze przeciwieństwo wyrazu: ów wyraz namiętny, natężony, dwuznaczny, nadludzki, który tylko jakiś umysł nowożytny, przeniknięty całem głębokiem zepsuciem sztuki był zdolen wlać w typy kobiet nieśmiertelnych, jak Monna Lisa i Nelly O’Brien.
„Inny posiada ją teraz“, myślał Andrzej, patrząc na nią. „Inne ręce dotykają jej, inne wargi ją całują“. I, podczas gdy nie udawało się mu odtworzyć w wyobraźni obrazu swojego z nią zjednoczenia się, widział natomiast nowy, inny obraz, z nieubłaganą wyrazistością. I zdjęła go gwałtowna szalona żądza wiedzenia, odkrywania, wypytywania.
Helena pochyliła się ku stolikowi, gdyż para już unosiła się z naczynia. Wylała zaledwie odrobinę wody na herbatę; potem wrzuciła dwa kawałki cukru do jednej tylko filiżanki; potem dolała do herbaty więcej wody: potem zgasiła niebieski płomyk. Robiła to wszystko z czułą prawie troskliwością, lecz ani razu nie odwróciła się do Andrzeja. Jej wewnętrzne wzburzenie prze-