Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/32

Ta strona została przepisana.

chodziło teraz w tak miękkie roztkliwienie, że uczuła, jak jej zapiera gardło i zwilża oczy; i nie miała siły oprzeć się. Tyle sprzecznych myśli, tyle sprzecznych wzruszeń i wzburzeń umysłu skupiło się teraz w jedną łzę.
Strąciła swym ruchem srebrny portfel, który upadł na dywan. Andrzej podniósł go i spojrzał na dwie wycięte podwiązki. Na każdej było wyciśnięte sentymentalne motto: From Dramland — A stanger hither; Z Krainy Snów — Obca tutaj.
Kiedy podniósł oczy, Helena podała mu dymiącą filiżankę z uśmiechem, przesłonionym nieco tą łzą.
Zobaczył tę przesłonę i wobec tego niespodziewanego znaku czułości naszedł go taki poryw miłości i wdzięczności, że postawił filiżankę, ukląkł, wziął rękę Heleny i złożył na niej gorący pocałunek.
— Heleno! Heleno! Mówił do niej po cichu, na kolanach, z tak blizka, że zdawał się chcieć wypić jej oddech. Zapał był szczery, chociaż słowa czasami kłamały. „On ją kochał, kochał ją zawsze, nie mógł jej nigdy nigdy zapomnieć! Uczuł, spotykając ją, że cała jego namiętność powstała z taką gwałtownością, iż się jej prawie przeraził: było to przerażenie takie, jak gdyby przejrzał, w świetle błyskawicy, przewrót całego swojego życia“.
— Niech pan milczy! Niech pan milczy! — rzekła Helena z twarzą boleściwą, całkiem blada.
Andrzej mówił dalej, zawsze na kolanach, zapalając się w wyobrażonem uczuciu.
„Czuł był, że ona w owej swojej nagłej ucieczce uniosła największą i najlepszą część jego. Zresztą nie umiał opowiedzieć jej całej nędzy swoich dni, tęsknego niepokoju swych żalów, ustawicznego, nieubłaganego, trawiącego wewnętrznego cierpienia. Smutek wzrastał,