że nigdy istota człowiecza nie była bardziej w posiadaniu duchowem drugiej istoty człowieczej. Gdyby moje usta połączyły się z ustami pani, nastąpiłoby przelanie mojego życia w życie pani. Myślę, że umarłbym.
Ona mu wierzyła, gdyż jego głos napełniał słowa płomieniem prawdy.
Pewnego dnia byli na Belvedere Willi Medici: patrzyli jak na szerokich i ciemnych bukszpanowych dachach złoto słońca marło zwolna, jak Willa Borghese, jeszcze naga, zanurzała się zwolna, zwolna w niebieskawy opar. Marya rzekła, zdjęta nagłym smutkiem:
— Kto wie, ile razy pan przychodził tu czuć się kochanym.
Andrzej odrzekł, akcentem człowieka zbudzonego ze snu:
— Nie wiem; nie przypominam sobie. Co pani mówi?
Ona zamilkła. Potem wstała czytać napisy na pilastrach świątyńki. Były to po większej części napisy kochanków, młodych par małżeńskich, samotnych wielbicieli.
Na jednym był pod datą i imieniem kobiecem, urywek z Pausanias’a.
Amor, ja!
Inny sławił imię:
A solis ortu usque ad occasum laudabile nomen Helles.
Inny był to wzdychający czterowiersz Petrarki: