Został jeszcze kilka minut między nimi; następnie pożegnał się, chcąc odejść.
— Którędy idziesz? — zapytał go Secinaro.
— Wracam do domu.
— Odprowadzę cię kawałek.
Poszli w dół, ku via de’Condotti. Corso było zalane przerozkosznym strumieniem słońca od piazza Venezia aż do piazza del Popolo. Panie w jasnych strojach wiosennych przechodziły wzdłuż lśniących wystaw. Przeszła księżna di Ferentino z Barbarellą Viti, pod koronkową parasolką. Przeszła Bianka Dolcebuono. Przeszła młoda żona Leonetta Lanzy.
— Czy znałeś go, tego Ferres? — zapytał Galeazzo Sperellego, który milczał.
Tak; poznałem go ubiegłego roku, we wrześniu, w Schifanoji, u mojej kuzynki Ateleta. Dlatego wypadek ten bardzo mi jest przykry. Trzebaby postarać się o możliwie jak najmniejszy rozgłos. Oddałbyś mi wielką przysługę, gdybyś mi pomógł...
Galeazzo zgodził się z serdeczną gotowością.
— Myślę — powiedział on — że skandalu możnaby po części uniknąć, gdyby minister zażądał dymisyi od swojego Rządu, lecz bezzwłocznie, jak mu to przedstawił prezes Klubu. Lecz minister wzbraniał się. Tej nocy wyglądał jak człowiek obrażony; podnosił głos. A dowody były wyraźne! Trzebaby go przekonać...
Idąc, mówili dalej o tym wypadku. Sperelli był wdzięczny Secinarowi za serdeczną gotowość. Secinara ta poufałość usposobiła do przyjacielskich zwierzeń.
Na rogu via de’Condotti spostrzegli panią Mount Edgcumbe, idącą lewym chodnikiem, wzdłuż wystaw japońskich, swym miękkim, rytmicznym, czarownym chodem.
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/391
Ta strona została przepisana.