Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/412

Ta strona została przepisana.

zaczął szukać karety. Znalazł ją na piazza del Quirinaie; kazał zawieźć się do palazzo Zuccari.
Lecz pod wieczór, naszła go nieprzezwyciężona, szalona potrzeba obaczenia znowu opustoszałego mieszkania. Wszedł znów na owe schody; wszedł pod pozorem zapytania, czy posługacze zanieśli mu meble do pałacu.
Jakiś człowiek odrzekł:
— Właśnie je niosą w tej chwili. Pan hrabia powinien był spotkać ich.
W pokojach nic już prawie nie zostało. Przez pozbawione firanek okna wnikał czerwonawy blask zachodu, wdzierały się wszystkie hałasy podległej ulicy. Kilku ludzi zdejmowało jeszcze parę dywanów ze ścian, odkrywając papierowe tapety z pospolitymi kwiatami, na których widać było tu i ówdzie dziury i rysy. Kilku innych brało dywany i zwijało je, wzniecając gęsty kurz, który świecił wśród promieni słońca. Jeden z nich pośpiewywał bezwstydną piosenkę. A kurz zmięszany z dymem fajek wznosił się aż do powały.
Andrzej uciekł.
Na piazza del Quirinale przed pałacem królewskim dźwięczała fanfara. Szerokie fale tej metalicznej muzyki rozszerzały się poprzez pożar powietrza. Obelisk, fontanna, kolosy olbrzymiały pośród czerwieni i zabarwiały się purpurą, jakby przeniknięte nieuchwytnym płomieniem. Niebo zdawało się oświecać olbrzymi Rzym, nad którym toczyła się walka chmur.
Andrzej uciekał, jak szalony. Szedł przez via del Quirinale, zeszedł przez Quattro, Fontane otarł się o bramę palazzo Barberini, którego szyby ciskały błyskawice; doszedł do palazzo Zuccari.
Posługacze wyładowywali meble z wozu i pokrzy-