namiętność. Długie, długie rzęsy osłaniały źrenice nakłonione ku kątom orbit. Białko pływało niby w płynnem, nieco lazurowem świetle, a prawie niespostrzegalne drżenie poruszało dolną powieką. Zdawało się, że promień spojrzenia zwrócił się ku ustom Andrzeja, jako ku rzeczy najsłodszej.
I zaprawdę, te usta wzięły Helenę w niewolę. Czyste w kształcie, gorące barwą, nabrzmiałe zmysłowością, z wyrazem nieco okrutnym, kiedy były zawarte, te usta młodzieńcze przypominały szczególniejszem podobieństwem portret nieznanego szlachcica, znajdujący się w galeryi Borghese, głębokie i tajemne dzieło sztuki, w którem oczarowane wyobraźnie dopatrywały się postaci boskiego Cesara Borgia, namalowanej przez boskiego Sanzio. Kiedy wargi rozchylały się do uśmiechu, ten wyraz znikał, a białe, czworogranne, równe niezwykle błyszczące zęby, oświecały usta pełne świeżości i rozkoszne, niby usta dziecka.
Zaledwie Andrzej się zwrócił, Helena odwróciła spojrzenie, lecz nie tak szybko, żeby młodzieniec nie zdołał podchwycić błysku onegoż. Sprawiło mu to tak wielką radość, że czuł, jak mu na policzki bije krew. „Ona mnie pożąda! ona mnie pożąda!“ myślał rozradowany, pewny, że już zdobył tę przerzadką istotę. I myślał także: „Jest to rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałem“.
Są pewne spojrzenia kobiece, którychby kochający mężczyzna nie zamienił nawet za całkowite posiadanie ciała onej kobiety. Kto nie widział, jak w jasnem oku zapala się błysk pierwszej czułości, nie zna najwyższej szczęśliwości ludzkiej. Później już żadna chwila rozkoszy nie wyrówna owej chwili.
Helena zapytała, skoro ogólna rozmowa w około dziej się ożywiła:
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/59
Ta strona została przepisana.