Uderzenie młotka oddało hełm florencki w posiadanie lorda Humphrey Heathfield. Zaczęła się znowu licytacya małych przedmiotów, które przechodziły wzdłuż stołu, z ręki do ręki. Helena brała je w ręce lekko, delikatnie, oglądała je i następnie kładła przed Andrzejem, nic nie mówiąc. Były tam emalje, roboty z kości słoniowej, zegarki z XVIII wieku, klejnoty medyolańskich złotników z czasu Ludwika Moro, książki do modlenia spisane złotymi literami na niebiesko pomalowanym pergaminie. Te kosztowne przedmioty zdawały się w książęcych palcach nabierać wartości. Małe ręce zdejmowało czasem lekkie drżenie, gdy dotykały rzeczy bardziej nęcących. Andrzej patrzył z natężeniem i przemieniał w swej wyobraźni każde poruszenie tych rąk na pieszczotę. „Lecz czemu Helena kładła każdy przedmiot na stole, zamiast jemu go podać?“
Uprzedził ruch Heleny, wyciągając ku niej rękę. I odtąd już przechodziły przedmioty z kości słoniowej, emalje i klejnoty z rąk kochanki do rąk kochanka, użyczając mu nieokreślonej błogości. Zdawało się, że wniknęła w ich stosunek cząstka lubego uroku tej kobiety, tak jak w żelazo wnika nieco z mocy magnesu. Było to istotnie magnetyczne uczucie błogości, jedno z tych uczuć wyraźnych i głębokich, których się doświadcza prawie tylko w początkach miłości. Zdają się one, odmiennie od wszystkich innych, nie mieć ani siedliska cielesnego ani duchowego, lecz w pierwiastku nijakim naszej istoty, w pierwiastku, rzekłbym prawie, pośrednim, natury nieznanej, mniej prostym od ducha, a subtelniejszym od materyi, gdzie namiętność zbiera się, niby w skarbcu, skąd promieniuje, niby z ogniska.
„Jest to rozkosz, jakiej nigdy jeszcze nie doznawałem“, pomyślał Andrzej Sperelli jeszcze raz.
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/81
Ta strona została przepisana.