Służący poznał go i rzekł natychmiast:
— Jeśli pan hrabia będzie łaskaw zaczekać chwilkę, pójdę uprzedzić pannę pokojową.
Zgodził się i zaczął się przechadzać tam i nazad po obszernym przedpokoju. Zdawało się mu, że słyszy echo niespokojnego tętna swej krwi. Latarnie z kutego żelaza oświecały nierówno skórzane obicie ścian, rzeźbione komody, starożytne biusty na piedestałach z pstrego marmuru. Pod baldachimem jaśniało w pośród koronek godło książęce: złoty jednorożec na czerwonem polu. Na środku stołu stał bronzowy talerz, przepełniony biletami. Rzuciwszy na nie okiem, zobaczył Andrzej świeży bilet księcia Grimiti. „Bonne chance!“ Brzmiało mu jeszcze w uszach ironiczne życzenie.
Panna pokojowa zjawiła się ze słowami:
— Księżna ma się trochę lepiej. Sądzę, że pan hrabia będzie mógł wejść na chwilę. Proszę, z łaski swojej, iść za mną.
Była to kobieta przekwitłej już młodości, szczupła, ubrana czarno, z dwojgiem siwych oczu, które dziwnie błyszczały z pośród fałszywych, jasnych loczków. Jej chód i ruchy były bardzo lekkie, prawie ukradkowe, jak gdyby była przyzwyczajona do życia pośród chorych lub do oczekiwania poleceń delikatnych, lub też do wykonywania tajemnych rozkazów.
— Proszę, panie hrabio.
Wyprzedzała Andrzeja, po przez pokoje, zaledwie trochę oświecone, po gęstych, tęgich dywanach, które przytłumiały wszelki hałas, i młodzieniec, pomimo nieokiełzanego wzburzenia swego umysłu, uczuł do niej instynktowny wstręt, nie wiedząc sam, czemu.
Przybywszy przed drzwi, okryte dwoma pasami me-