Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/11

Ta strona została przepisana.

Nagle jakiś chłód powiał na nas. Wychyliliśmy kieliszki. Redaktor zapłacił za dwie kanapki z szynką, i zamieniliśmy jeszcze kilka słów o położeniu.
Zadzwoniłem i ja, zapłaciłem i wyszedłem. Brakło piętnaście minut.
— Do widzenia! Ty nie idziesz?
— Nie, redaktor, niestety, musiał być obecny na otwarciu sejmu.
Skręciłem w Askersgata w zamiarze dostania się co prędzej na cmentarz Vor Frelser.
Ciekawy zbieg okoliczności: właśnie na pogrzebie, na tym samym cmentarzu, zetknąłem się raz ostatni z moim zmarłym kolegą. Było to przed miesiącem. Chowaliśmy wtedy jakąś panią, jakąś bardzo poważaną damę, żonę wybitnego męża stanu z lewicy. Zauważyliśmy wtedy obaj, że w całym tym dużym orszaku nie było ani jednego konserwatysty. A ci, którzy byli, czuli się tu obcemi. Między innemi znalazł się tam biedny jakiś oficer, którego z tym domem łączyły stosunki, więc nie mógł usunąć się od udziału, choć jako konserwatyście było mu niemiło w gronie postępowców.