Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/138

Ta strona została przepisana.

Powiedziałem, że jestem studentem.
— Łacinnik, jak Bozię kocham! rozśmiał się; małe, błyszczące oko łypnęło chytrze i wesoło. — At, Jaereńczyk! jakie to podstępne i przemyślne! He! he! he! he! — śmiał się. Wreszcie mnie puścił. Ostatnie, co słyszałem były słowa: — Powinniście iść na prokuratora!
Po tym spotkaniu nie czułem się bezpieczny, póki się znowu nie znalazłem ponad rzeczką Sir, w górach. Tam popasałem: zjadłem ostatni kęs kiełbasy, zapaliłem fajkę i odpocząłem. Słońce grzało, strumień wyśpiewywał. Dobrze mi było na świecie. Tak, góry miewają swoje chwile uroczyste. Jeszcze teraz błogo mi się robi na duszy, gdy sobie uprzytomnię tę chwilę.
— Ścieżka prowadziła najpierw przez zarośla lecz niebawem znalazłem się w skalistym pustkowiu. Tu było uroczo. Na lewo rzeka spokojnie płynąca, z drugiej strony prostopadłe upłazy górskie, a przedemną sine skały, jak daleko sięgnę okiem; tu i owdzie, w miejscach słonecznych jakiś gaik brzozowy lub duże, czerwonawe krzaki tarniny. Lekki