Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/145

Ta strona została przepisana.

dował z drugiej strony, wystarczy tylko zawołać.
Puściłem się więc, na odważnego! Płaszcz od deszczu i kapelusz odpowiedni miałem na wszelki wypadek, zresztą wyglądało, jak gdyby się miało rozpogodzić. Szło się dobrze, lekko — zanim noc nadejdzie miałem jeszcze dobrych trzy do czterech godzin — jakoś to będzie! Gdy znalazłem się na górze, na drodze, któredy pędzą bydło, zaczęło kropić.
— To zapewne przejściowy deszczyk, tak jasno w powietrzu — pocieszałem się.
Ale okazał się to deszcz wcale porządny. Ciężki, rzęsisty, z tych, co to moczą dobrze. Wydobyłem płaszcz oliwą napuszczony i kapelusz, mówiąc w duchu: — kto też kogo przemoże — ale nie zdążyłem się jeszcze w to ubrać, gdy deszcz ustał.
A teraz w drogę pełnemi żaglami! trzeba korzystać ze światła dziennego! Dobrze mi się szło, droga mi się podobała: była to dawna droga dla bydła. Niekiedy rozszczepiała się, lecz znowu zbiegały się odnogi. Wszystko dobrze się skła-