Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/147

Ta strona została przepisana.

nował, aby żadne z bydląt nie zostawało w tyle.
Serce mi zabiło mocno. To zapewne Lars. A więc chata za rzeką będzie pusta. Ledwie zdążę na noc — a jeżeli się jeszcze bardziej zasłoci?
Zatrzymałem się przed człowiekiem z koniem i pozdrowiłem go. — Jeżeli to Lars — pomyślałem — to najlepiej zrobię, trzymając się jego i stada. Muszą przecież mieć jakieś schronisko, budę jaką, co bądź, gdzie noc przepędzą — i tam moglibyśmy rozniecić ogień...
Byłto rzeczywiście Lars... ale czasu nie miał na gadanie. Przystanął chwilę, lecz zaraz ruszył dalej, za bydłem. Musiałem iść za nim. Lars widoczne takiej pogody nie lubił — nie był w humorze. Pytania moje zbywał samemi krótkiemi odpowiedziami. Do rzeki jest mila, jeżeli pójdę najkrótszą drogą. Tak, wygląda na deszcz. Ach, pójdzie jakoś, jeżeli się pośpieszę. Najprostsza droga prowadzi tędy, poprzez wyłom a potym... I wskazał północny wschód. Rozglądałem się po wyłomie, a potym odwróciłem się... ale już Lars z koniem daleko byli