Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/149

Ta strona została przepisana.

się odwróciłem na południowy zachód, by się przekonać, czy z tamtej strony nie zabłyśnie promyk nadziei, ujrzałem powietrze i niebo, zlewające się w jeden szary obłok chmur opadających.
Nagle pociemniało zupełnie. Z całej siły rozdzierałem oczy, ale jak gdybym wciąż brodził pod wodą, nic nie widziałem; nie było więc co myśleć o dostaniu się dzisiejszego wieczora do szałasu. Skierowałem się w stronę wyłomu, ta droga wydawała mi się najodpowiedniejszą, ale tak było ciemno, że mogłem widzieć zaledwie na kilka kroków przed sobą. Trzeba się rozejrzeć za jakimś noclegiem.. byle kamień, skała lub coś podobnego, nie pogardzę niczym. Ale nic takiego nie dojrzałem. A na domiar złego zgubiłem kierunek. Zdawało mi się, że idę na zachód, nie na północny-wschód. Dostałem się na jakieś pustkowie pełne skał i przepaści, tak, że nie można było znaleźć oparcia dla nogi. — To się może źle skończyć — pomyślałem. — Mogę zwichnąć nogę lub złamać gnat i będę tak leżał do drugiego roku. — Chwilami przystawałem zestrachany,